II
Przenikliwe szare oczy wpatrywały się w okno, po
którym leniwie spływały krople wieczornego deszczu. Ciemnobrązowy, niemal
czarny kosmyk wkradł się na gładkie czoło młodzieńca. Ten jednak, jakby tego
nie zauważył. Stał na wprost tafli szkła. Za jego plecami tlił się ogień w
dużym, pięknie zdobionym kominku. Jedynie to dawało światło. Reszta pomieszczenia
tonęła w ciemnościach. Chłopak nieco zbliżył się do okna, jakby coś tam
zobaczył. Po chwili, do jego uszu dobiegł ciepły, przepełniony troską głos.
- Paniczu, walizka już spakowana. Radziłbym położyć się dziś wcześniej, aby jutro zdarzyć idealnie w porę. Bo wie panicz… Jak się spóźnimy…
- Paniczu, walizka już spakowana. Radziłbym położyć się dziś wcześniej, aby jutro zdarzyć idealnie w porę. Bo wie panicz… Jak się spóźnimy…
- Wiem, co
wtedy, Aidanie. Za chwilę się położę. – spojrzał jeszcze raz za okno, po czym udał
się za mężczyzną imieniem Aidan. Był to lokaj, który od zawsze sprawował opiekę
nad chłopakiem. Jego brązowe oczy były wąskie, otoczone kilkoma zmarszczkami,
usta zawsze ściągnięte i suche, dosyć często układały się w serdeczny uśmiech
zazwyczaj kierowany do chłopaka. Głowa lekko pokryta siwymi włosami połyskiwała
przy świetle złotych lamp. Jedwabna kamizelka podkreślała jego okrągły brzuch,
nieco grube ręce, a spodnie zaprasowane w kancik ukazywały nad wyraz zgrabne
nogi. Srebrny zegarek uczepiony kieszonki kamizelki wskazywał trzy minuty po
północy.
Szli jasno
oświetlonymi korytarzami. Przy schodach Aidan zatrzymał się.
- Dobranoc,
paniczu.
- Dobranoc.
Chłopak
wszedł na górę, gdzie mieścił się jego zawsze zadbany pokój. Leniwie położył się
do łóżka. Zasnął szybko. Miał spokojny sen.
***
Dziewczyna
stała przed ścianą oddzielającą perony 9. i 10. na dworcu King’s Cross. Była
sama, nie miała przy sobie nawet zwierzątka, jak inni uczniowie Hogwartu. Jej matka
twierdziła, że są to zbędne do życia „rzeczy”. Wzięła lekki rozbieg i wjechała wózkiem
w ścianę. Mogłoby się wydawać, że upadnie na ziemię, rozbije sobie głowę, a
wózek się roztrzaska. Ona jednak przeniknęła przez ceglaną barierę gładko,
zupełnie, jakby jej tam nie było.
Jej oczy
patrzyły teraz na dosyć dużą tabliczkę z napisem : Peron 9¾. W zasięgu wzroku wisiał wielki zegar. Za pięć jedenasta. Złapała
swój wózek i ruszyła w stronę czerwonego pociągu. Express Hogwart. Lubiła to
uczucie. Uczucie szczęścia i ulgi, gdy przekraczała próg maszyny.
W środku,
jak zawsze na chwilę przed odjazdem, panowało lekkie zamieszanie. Wszystkie
dzieciaki biegały od przedziału do przedziału, krzyczały, a pierwszoroczni
błądzili wśród nieznanych im osób z minami, co najmniej, przerażonymi. Cicho się
zaśmiała, widząc małego chłopca, próbującego wciągnąć do pociągu swoją walizkę,
która była od niego niemalże dwa razy większa. Wyciągnęła różdżkę, szepnęła Mobilarbus, a walizka chłopca znalazła
się tuż przed jego nosem. Z twarzą pełną zdumienia i podziwu wdrapał się do
pociągu. Spojrzał na dziewczynę. Akurat chowała różdżkę. Uśmiechnęła się do
niego, i mówiąc „Nie ma za co” ruszyła w tylną część maszyny. Tam otworzyła
pusty przedział, ustawiła walizkę i rozsiadła się na siedzeniach. Nie były zbyt
wygodne. Ale i tak cieszyła się, że wyrwała się z domu na kolejne cztery
miesiące. Usłyszała świst. Ruszamy – pomyślała. I dobrze.
Gdy dworzec
zniknął z jej pola widzenia ujrzała ten sam, zawsze zachwycający ją krajobraz.
Mnóstwo zielonych drzew rozrastało się po licznych wzgórzach. Błękitne niebo
gdzieniegdzie tylko przesłonięte bladymi chmurami promieniało od złotego
słońca. Para z komina pociągu delikatnie nachodziła na szybę. Dziewczyna
zaczęła myśleć o tym, że za rok nie będzie mogła już podziwiać tego widoku. Skończy
szkołę. Pójdzie do pracy, zapewne tej, którą wybierze jej matka. I zacznie
nudne życie, pełne dni, w których nic się nie zmienia. Z zamyślenia wyrwało ją
pukanie w szybkę drzwi.
- Proszę –
mruknęła.
Drzwi
przesunęły się i do przedziału wszedł bardzo przystojny młody chłopak. Miał
gęste, lekko kręcone ciemnobrązowe włosy, szare oczy, pełne usta i bladą cerę.
Policzki były nieco zapadnięte, ale nadawały mu uroku. Miał na sobie ciemne
spodnie i białą koszulę. Wyglądał bardzo elegancko. W jej stylu, jak
najbardziej.
- Mogę się przysiąść? – zapytał po
dłuższej chwili milczenia.
-
A tak, pewnie, oczywiście.
Chłopak
usiadł naprzeciwko Krukonki. Przez chwilę, która dłużyła się im obojgu patrzyli
na siebie. W końcu dziewczyna się odezwała.
- Nigdy nie
widziałam cię w naszym Pokoju Wspólnym…
- Bo ja nie
jestem z twojego domu – uśmiechnął się słabo. – Jestem ze Slytherinu.
Dziewczyna
poczuła ukłucie w żołądku. Czuła do Ślizgonów odrazę. To zapewne przez jej
matkę. I przez Lorda Voldemorta, który trzy lata temu zabił tak wiele osób. Podejrzewała
go także o śmierć ojca. Kiedy tylko usłyszała nazwę Domu Węża wzbudzała się w
niej nienawiść. Ale z tym chłopakiem było inaczej. Nie czuła złości, ale
rozczarowanie. I ciekawość.
- Jestem
Thomas Eddril. – wyrwał ją z przemyśleń.
- Phyllis Cassidy
Aspen Rosiere, miło mi poznać. – wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on ujął ją
tak delikatnie, jakby bał się, że za chwilę rozsypie się w jego uścisku.
- Z tych
Rosiere’ów? – zapytał. Przytaknęła.
Nie lubiła poruszać
tematu rodziny. Wolałaby porozmawiać o szkole, przyjaciołach, których nawiasem
mówiąc nie miała, o zainteresowaniach. Wszystko
byleby nie rodzina.
- Zdaje mi
się, czy nie masz ochoty o tym mówić? – powiedział Thomas, jakby czytając jej w
myślach.
- Tak,
wiesz moja rodzina nie jest jakaś znakomita. Prawdę mówiąc, mam tylko matkę.
- Doceń to.
– rzekł krótko i odwrócił wzrok.
Nastała
niezręczna chwila ciszy, którą każde z nich obawiało się przerwać. Phyllis
również spojrzała przez okno. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Chciała jakoś nawiązać
kontakt z tym chłopakiem. Nie dlatego, że był przystojny. No, może tez i
dlatego. Ale przede wszystkim, był takim samym wyrzutkiem jak ona.
-
Wychowywałeś się bez rodziców, prawda? – spytała w końcu, delikatnym tonem.
- Tak. –odparł.
- Sierociniec?
- Nie.
Wychowywał mnie lokaj. Chociaż – zastanowił się – nie pamiętam, kiedy ostatnio nazwałem
go „lokajem”. Jest dla mnie jak ojciec,
który zostawił mnie i matkę.
- Co się stało
z twoją matką? – zapytała dziewczyna wyraźnie zaciekawiona smutną opowieścią.
- Podobno
ojciec ją zabił – zwiesił głowę. – Aidan opowiedział mi o tym, kiedy uznał, że
zrozumiem. Aidan to lokaj – sprostował, widząc wyraz niezrozumienia na twarzy Phyllis.
- To
naprawdę straszne, ja… nie wiem co..
- Nic nie
mów. – przerwał jej. – Może porozmawiamy o czymś mniej tragicznym, hmm?
- Pewnie –
powiedziała weselszym tonem. – Na którym jesteś roku?
- Na
szóstym. Trochę żałuję, że niedługo to wszystko się skończy. Całkiem
sympatyczna ta szkoła.
- Ja
chciałabym tu zostać na zawsze. – powiedziała i w tej samej chwili w jej oczach
pojawił się błysk. Thomas to zauważył.
- Co? –zapytał,
jakby wiedząc, że za chwilę padnie jakieś trudne bądź ważne pytanie.
- Brałeś
udział w II Bitwie o Hogwart?
- Nie…
Chciałem, ale Aidan mi nie pozwolił. Teraz tak na to patrząc, jestem mu
wdzięczny, że mnie nie puścił. Bał się o mnie. A ja miałem wtedy zaledwie 13
lat. Byłem za młody. Gdyby teraz to się zaczęło, oczywiście wziąłbym udział. Pewnie
byłbym zerem w oczach wszystkich Ślizgonów. Ale przecież to tylko koledzy z
Domu. Jeśli można tak nazwać tę bandę zakłamanych bachorów, nie mających
swojego zdania. Dzieci popleczników Voldemorta…
Phyllis Cassidy
Aspen Rosiere spojrzała na niego z podziwem. Jeszcze nigdy nie rozmawiała ze
Ślizgonem, który mówiłby t a k i e rzeczy na temat „swoich”. Za to, co właśnie
powiedział, zarobił u niej milion punktów.
- Też go
nie znoszę. Nie znosiłam – poprawiła się, choć nie wiedziała czy słusznie. –
Myślisz, że Harry Potter zniszczył go na zawsze? Że już nie wróci?
- Ostatnio
się nad tym zastanawiam… Dosyć często. – powiedział, bardziej do siebie.
Za oknem
zaczęło się ściemniać. Bladofioletowa poświata zachodzącego słońca rzucała miłe
dla oczu cienie na wysokie drzewa. Niebo zaczęła przykrywać granatowa płachta, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Chmury
rozeszły się, a słońce w końcu zniknęło za horyzontem. Na jego miejsce wzeszedł
ogromny, świecący srebrnym blaskiem księżyc. Dziewczyna wstała i uchyliła
okienko w przedziale. Wysunęła głowę przez otwór, nabierając świeżego, chłodnego
powietrza w płuca. Znów mogła poczuć się wolna. Roześmiała się.
***
Thomas
uważał, że Phyllis ma bardzo ładny śmiech. Słuchał jak wydobywa się z jej
pięknych różowych ust. Jej brązowe włosy powiewały na wietrze, oplatając ją
niczym małe węże. Węże… Podziwiał ją za jej beztroskość. Znali się zaledwie
kilka godzin, ale po odbytej rozmowie wydawało mi się, że znał ją od dziecka. Czuł,
że byłaby dobrą przyjaciółką. Ale bał się odrzucenia, jak zawsze. Gdy każdy z
kim nawiązał bliski kontakt dowiadywał się o jego tajemnicy, natychmiast
uciekał. A on musiał na każdego z nich rzucać zaklęcie Obliviate. Nie lubił tego. Ale musiał. Inaczej nie mógłby żyć
normalnie. Ale z nią jest inaczej. Miał poczucie, że ona by go zrozumiała. Że
nawet byłaby zadowolona, że podzielił się z nią swym sekretem. Powie jej.
Jeszcze nie teraz. Musi się przekonać, czy przypadkiem się nie myli.
- Za chwilę
wysiadamy. Prosimy o założenie szat. Pierwszoroczni niech ustawią się przy głównym
wyjściu pociągu – przemówił jakiś głos.
Dziewczyna wróciła do przedziału. Próbowała
ciągnąc z półki walizkę, ale Thomas ją ubiegł. Wyjęła z niej szatę z godłem jej
domu – Ravenclawu. On sam wdział szatę z herbem Domu Węża. Z herbem domu,
którym gardził.
Usłyszeli pisk. Lekko nimi zarzuciło. Pociąg
stanął, a z zewnątrz dało się słyszeć głos gajowego, Hagrida : - Pirszoroczni,
proszę za mną. Oboje uśmiechnęli się na jego słowa.
Kiedy
wychodzili z pociągu musieli rozejść się do swoich domów. Thomas zatrzymał się
gwałtownie.
- Nadal nie
mam pojęcia jak się do ciebie zwracać. Masz trzy, bardzo ładne, wyrafinowane
imiona. Są jednak zbyt długie.
- Mów do
mnie jak chcesz. Naprawdę, nigdy nie zastanawiałam się nad zdrobnieniami. –
ledwo zauważalnie się zarumieniała. Ale on to widział.
- Dobranoc,
Phyls. Do zobaczenia w szkole. – powiedział Thomas i dołączył do grupy
Slytherinu.
Tej nocy
oboje nie zmrużyli oka. Myśleli o sobie. „Phyls – to takie ładne zdrobnienie”
myślała dziewczyna. Thomas zaś skarcił się, za wymyślenie tak prostego i
niegodnego wspaniałej dziewczyny imienia.
Tak! Jestem pierwsza!
OdpowiedzUsuńZacznę od początku. Rozdział świetny. Dowiadujemy się w nim nieco więcej o głównej bohaterce, poznajemy jej imię, ród z jakiego się wywodzi (Evan Rosiere - czy to nie ten śmierciożerca, którego pokonał Moody?) a także orientujemy się, kiedy toczy się akcja. Wprowadziłaś kolejnego bohatera
i bardzo ładnie nakreśliłaś jego historię. Ślizgon, który nie popiera Voldemorta, to dość nieszablonowa postać. Już nabrałam sympatii do Thomasa. Wydaje się inteligentny i intrygujący. Zapewne dzieciństwo pozbawione rodziców tak go ukształtowało. Ciekawie rozegrałaś jego rozmowę z Phyls. Coś mi się wydaje, że młodzi niedługo zaczną coś do siebie czuć :3
To wszystko odnoścnie treści. Przejdę teraz do ogólnej oceny. Jak już wcześniej napisałam, podoba mi się Twój styl. Opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie. Zdarzyło się kilka błędów powtórzeniowych, ale jest to do przyjęcia. Operujesz kwiecistym słownictwem, nie sprawia Ci trudności wyrażanie myśli. Zdania są logiczne i nie muszę zastanawiać się "co autor miał na myśli"
Gratuluję! Oby tak dalej! Zapraszam do komentowania mojego bloga
http://yaoi-tomarry.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę weny!
Tak, owszem to z tych Rosiere' ów i, pewnie jak zdążyłaś już zauważyć, Phyls nie ma pojęcia o tym, że jej ojciec zginął z rąk Moody' ego. Dowie się o tym w swoim czasie ;)
UsuńPrzejdę do podziękowań. jest mi bardzo miło czytać Twoją opinię. Wiele dla mnie znaczy, że komentujesz ten i poprzedni post tak obszernie i, przede wszystkim, pozytywnie. Doceniasz mą pracę i , chwała Bogu, nie masz pretensji o błędy!
Twojego bloga zacznę czytać, to oczywiste. Dziękuje jeszcze raz i pozdrawiam ;3
za ciemno- źle się czyta. Zmień kolor czcionki, albo tła
OdpowiedzUsuńZaczynałam pisać, jak byłam w Twoim wieku <3 Może nawet w sumie wcześniej pisałam, ale nie aż tak dobrze. Naprawdę, nie zrozum mnie źle, ale przeczytawszy, że masz 14 lat, uznałam, że nic tu mnie dobrego nie spotka, ale baaaardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Masz taki lekki styl, przyjemnie się to czyta, nie ma dłużyzn, nie ma nakomplikowane, wszystko jest przejrzyste i przyjemne.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą treść, to podoba mi się, że wreszcie ktoś stworzył Ślizgona, który jest zdeklarowanych przeciwinikiem Voldemorta. Myślałam, że to nigdy nie nastąpi xd
Poza tym nadal za dużo nie wiadomo o głównej bohaterce. W ogóle z jednej strony fajnie, że wprowadzasz nowych bohaterów stopniowo, a nie wszystkich naraz, ale ja mimo wszystko uwielbiam wielowątkowe opowiadania i gdzieś mi tego tutaj zabrakło, chociaż też czasem miła odmiana, poczytać coś, w czym się nie pogubię xd
Nie no, seriously, jest bardzo dobrze, tak trzymaj c:
A tego pana powyżej nie słuchaj, bo kolorystyka jest świetna, bardzo wygodnie się czyta ;)
http://human-strain.blogspot.com
Hah, większość myśli, że jak młoda to słabo piszę. Sama się do takich zaliczam :P Nie uważam, że pisze jakoś super... Może przeciętnie. Ale czytając Wasze opinie robi mi się ciepło na sercu. Doceniam czas, który poświęcacie na czytanie moich opowiadań. jestem wdzięczna.
UsuńRozdział fajny i podoba mi się, że powoli wprowadzasz nowego bohatera oraz spokojnie rozkręcasz akcję. Ale rozczarowałam się, że podałaś to w ten sposób, ze wiem, że oni będą razem. Może się mylę, ale tak po prostu czuję. Uważam, że mogłaś to, że będą razem pokazać inaczej, np. on staje w jej obronie, kiedy żartują z niej jakieś tapeciary, albo po prostu jakiś wróg. Ach, przepraszam cię, bo próbuje zrobić z twojej opowieści jakieś nie wiadomo co. Tak naprawdę, jak nad tym myślę to, to ma swój urok, takie normalne ale wyjątkowe. Ech, przeczę sama sobie i chyba nikt oprócz mnie nię zrozumie tego komentarza, ale i tak go opublikuję, bo tak chcę i już. Nię zrozum mnie źle.
OdpowiedzUsuńPisz dalej tak jak piszesz. I rubta co chceta, na razie... kiedy zauważę coś ważnego to napiszę, ze to ważne.
Pozdrowienia i weny.
*lumos*
Chyba wiem co masz na myśli. I powiem szczerze, że taki efekt był zamierzony :) Z czasem dowiesz się więcej i być może zrozumiesz, co chciałam przez to powiedzieć :) Ale dziękuję za szczerość
UsuńNo, kolejny rozdział już dłuższy xD
OdpowiedzUsuńMam prośbę, mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach? O, na tym blogu:
www.kochanek-muz.blog.onet.pl
Tutaj już bardziej zarysowujesz fabułę, to dobrze, bo w ostatnim rozdziale raczej niewiele można się było dowiedzieć.
No no, pojawia się jakiś panicz xD Na początku pomyślałam sobie, że jest to Tom Riddle, aczkolwiek to przecież niemożliwe. Jednak pasowałby mi tu do opowiadania.
Mam też dla Ciebie jedną, małą poradę. No, może nie tak małą, bo jest to jedna z pierwszych rzeczy, która irytuje trochę bardziej zaprawione w bojach autorki opowiadań. Mianowicie liczby i cyfry. Rok jeszcze można przeboleć, ale wszelkiego rodzaju godziny, numery peronów, dni urodzin i (o zgrozo!) miesiące należy pisać słownie. Zgłaszając się do oceny, każda oceniająca Ci zwróci na to uwagę.
Zwykły początek znajomości - zapoznanie w wagonie pociągu ;) Też tak zaczynałam, ach, stare, dobre czasy...
Coś czuję, że z tej znajomości coś wyniknie, może jakieś... uczucie? No, to się zobaczy w przyszłości. Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że poinformujesz mnie pod najnowszym postem, kiedy już się pojawi xD
PS: Specjalnie ustawiłaś wpisywanie haseł przy dodawaniu komentarzy?
Dziekuje za radę, będę pamiętac. A co do haseł przy komentarzach... jeszcze niewiele zrobiłam na blogu, bo ma zaledwie... tydzień, może półtora. A czasu brak ostatnio jak nie wiem. Postaram się coś z tym zrobic ;)
UsuńSpodobał mi się kolejny rozdział tylko, jak ktoś zauważył w poprzednim komentarzu, myślę, że mogłabyś zmienić tło. :)) Czekam na następny
OdpowiedzUsuńCo dokładnie miałabym zmienic? Jak na razie wszystkim pasuje. Chciałabym poznac Twoje wątpliwości co do tła. Bo nie bardzo rozumiem o co chodzi... :/
UsuńNiesamowite, niesamowite i jeszcze raz - niesamowite! Piszesz wspaniale, chociaż na początku myślałam - pewnie kolejne nudne opowiadanie o Harrym. Zwykle ciężko jest mi się przyzwyczaić do nowych postaci i jeżeli ktoś wymyśli własną historię, nuży mnie to i szybko przestaję czytać. Jednakże ty zatrzymujesz mnie na dłużej. Brawo!
OdpowiedzUsuńŁuhuhu dziękuję :* Mam nadzieję, że przetrwasz do końca i Cie nie znudzę. Bo miło czytac Wasze świetne komentarze :P
UsuńTo jest świetne ;) Miło mi się czytało ;P Jak byś mogła chciałabym abyś pisała mi o nowych rozdziałach nna facebooku na fp "Jaram się jak Ron kurczakiem" której jestem Administratorką, zresztą opublikowałam tam już twojego bloga ^^
OdpowiedzUsuńOjejku dziękuję :) oczywiście, postaram się :D
UsuńZaczęło się bardzo interesująco z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i dalszy rozwój akcji ;)
OdpowiedzUsuńkoniecznie pisz dalej
Będę szczera.. Na początku czytając drugi rozdział, wtedy kiedy rozmawiał z lokajem, trochę mi się znudziło. Dzisiaj przeczytałam od momentu w którym skończyłam i powiem, że żałuję, że wcześniej przerwałam czytanie. To jest moje zdanie :) Mam nadzieję, że na początku tego co napisałam, cię nie uraziłam. ~ ta od zrytego mózgu. :*
OdpowiedzUsuńKocham Cię <3 Szczerość to podstawa, ja też mówiłam to co myślę :) Dziękuję ;*
UsuńŚwietny rozdział, fajne że stworzyłaś zupełnie nowych bohaterów a nie wrzuciłaś do tych z książek Rowig masz u mnie za to dodatkowy plus ;-)
OdpowiedzUsuń