Kochani, chciałam Wam serdecznie podziękować, że jesteście ze mną i śledzicie moje wpisy. Mam już ponad 1200 wyświetleń i to tylko i wyłącznie dzięki Wam!
Ponadto Wasze komentarze bardzo mnie motywują i dają poczucie, że jednak nie pisze tak źle jak mi sie dotąd wydawało. Kocham Was! <3
Dziękuję!!
poniedziałek, 27 stycznia 2014
sobota, 25 stycznia 2014
Rozdział II
W końcu zebrałam się i napisałam. Ech, szkoła trochę ogranicza :/ Mam nadzieję, że się spodoba. Rozdział wedle życzeń Was wszystkich o wieeele dłuższy ;) Życzę miłego czytania i liczę na komentarze z opiniami :)
II
Przenikliwe szare oczy wpatrywały się w okno, po
którym leniwie spływały krople wieczornego deszczu. Ciemnobrązowy, niemal
czarny kosmyk wkradł się na gładkie czoło młodzieńca. Ten jednak, jakby tego
nie zauważył. Stał na wprost tafli szkła. Za jego plecami tlił się ogień w
dużym, pięknie zdobionym kominku. Jedynie to dawało światło. Reszta pomieszczenia
tonęła w ciemnościach. Chłopak nieco zbliżył się do okna, jakby coś tam
zobaczył. Po chwili, do jego uszu dobiegł ciepły, przepełniony troską głos.
- Paniczu, walizka już spakowana. Radziłbym położyć się dziś wcześniej, aby jutro zdarzyć idealnie w porę. Bo wie panicz… Jak się spóźnimy…
- Paniczu, walizka już spakowana. Radziłbym położyć się dziś wcześniej, aby jutro zdarzyć idealnie w porę. Bo wie panicz… Jak się spóźnimy…
- Wiem, co
wtedy, Aidanie. Za chwilę się położę. – spojrzał jeszcze raz za okno, po czym udał
się za mężczyzną imieniem Aidan. Był to lokaj, który od zawsze sprawował opiekę
nad chłopakiem. Jego brązowe oczy były wąskie, otoczone kilkoma zmarszczkami,
usta zawsze ściągnięte i suche, dosyć często układały się w serdeczny uśmiech
zazwyczaj kierowany do chłopaka. Głowa lekko pokryta siwymi włosami połyskiwała
przy świetle złotych lamp. Jedwabna kamizelka podkreślała jego okrągły brzuch,
nieco grube ręce, a spodnie zaprasowane w kancik ukazywały nad wyraz zgrabne
nogi. Srebrny zegarek uczepiony kieszonki kamizelki wskazywał trzy minuty po
północy.
Szli jasno
oświetlonymi korytarzami. Przy schodach Aidan zatrzymał się.
- Dobranoc,
paniczu.
- Dobranoc.
Chłopak
wszedł na górę, gdzie mieścił się jego zawsze zadbany pokój. Leniwie położył się
do łóżka. Zasnął szybko. Miał spokojny sen.
***
Dziewczyna
stała przed ścianą oddzielającą perony 9. i 10. na dworcu King’s Cross. Była
sama, nie miała przy sobie nawet zwierzątka, jak inni uczniowie Hogwartu. Jej matka
twierdziła, że są to zbędne do życia „rzeczy”. Wzięła lekki rozbieg i wjechała wózkiem
w ścianę. Mogłoby się wydawać, że upadnie na ziemię, rozbije sobie głowę, a
wózek się roztrzaska. Ona jednak przeniknęła przez ceglaną barierę gładko,
zupełnie, jakby jej tam nie było.
Jej oczy
patrzyły teraz na dosyć dużą tabliczkę z napisem : Peron 9¾. W zasięgu wzroku wisiał wielki zegar. Za pięć jedenasta. Złapała
swój wózek i ruszyła w stronę czerwonego pociągu. Express Hogwart. Lubiła to
uczucie. Uczucie szczęścia i ulgi, gdy przekraczała próg maszyny.
W środku,
jak zawsze na chwilę przed odjazdem, panowało lekkie zamieszanie. Wszystkie
dzieciaki biegały od przedziału do przedziału, krzyczały, a pierwszoroczni
błądzili wśród nieznanych im osób z minami, co najmniej, przerażonymi. Cicho się
zaśmiała, widząc małego chłopca, próbującego wciągnąć do pociągu swoją walizkę,
która była od niego niemalże dwa razy większa. Wyciągnęła różdżkę, szepnęła Mobilarbus, a walizka chłopca znalazła
się tuż przed jego nosem. Z twarzą pełną zdumienia i podziwu wdrapał się do
pociągu. Spojrzał na dziewczynę. Akurat chowała różdżkę. Uśmiechnęła się do
niego, i mówiąc „Nie ma za co” ruszyła w tylną część maszyny. Tam otworzyła
pusty przedział, ustawiła walizkę i rozsiadła się na siedzeniach. Nie były zbyt
wygodne. Ale i tak cieszyła się, że wyrwała się z domu na kolejne cztery
miesiące. Usłyszała świst. Ruszamy – pomyślała. I dobrze.
Gdy dworzec
zniknął z jej pola widzenia ujrzała ten sam, zawsze zachwycający ją krajobraz.
Mnóstwo zielonych drzew rozrastało się po licznych wzgórzach. Błękitne niebo
gdzieniegdzie tylko przesłonięte bladymi chmurami promieniało od złotego
słońca. Para z komina pociągu delikatnie nachodziła na szybę. Dziewczyna
zaczęła myśleć o tym, że za rok nie będzie mogła już podziwiać tego widoku. Skończy
szkołę. Pójdzie do pracy, zapewne tej, którą wybierze jej matka. I zacznie
nudne życie, pełne dni, w których nic się nie zmienia. Z zamyślenia wyrwało ją
pukanie w szybkę drzwi.
- Proszę –
mruknęła.
Drzwi
przesunęły się i do przedziału wszedł bardzo przystojny młody chłopak. Miał
gęste, lekko kręcone ciemnobrązowe włosy, szare oczy, pełne usta i bladą cerę.
Policzki były nieco zapadnięte, ale nadawały mu uroku. Miał na sobie ciemne
spodnie i białą koszulę. Wyglądał bardzo elegancko. W jej stylu, jak
najbardziej.
- Mogę się przysiąść? – zapytał po
dłuższej chwili milczenia.
-
A tak, pewnie, oczywiście.
Chłopak
usiadł naprzeciwko Krukonki. Przez chwilę, która dłużyła się im obojgu patrzyli
na siebie. W końcu dziewczyna się odezwała.
- Nigdy nie
widziałam cię w naszym Pokoju Wspólnym…
- Bo ja nie
jestem z twojego domu – uśmiechnął się słabo. – Jestem ze Slytherinu.
Dziewczyna
poczuła ukłucie w żołądku. Czuła do Ślizgonów odrazę. To zapewne przez jej
matkę. I przez Lorda Voldemorta, który trzy lata temu zabił tak wiele osób. Podejrzewała
go także o śmierć ojca. Kiedy tylko usłyszała nazwę Domu Węża wzbudzała się w
niej nienawiść. Ale z tym chłopakiem było inaczej. Nie czuła złości, ale
rozczarowanie. I ciekawość.
- Jestem
Thomas Eddril. – wyrwał ją z przemyśleń.
- Phyllis Cassidy
Aspen Rosiere, miło mi poznać. – wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on ujął ją
tak delikatnie, jakby bał się, że za chwilę rozsypie się w jego uścisku.
- Z tych
Rosiere’ów? – zapytał. Przytaknęła.
Nie lubiła poruszać
tematu rodziny. Wolałaby porozmawiać o szkole, przyjaciołach, których nawiasem
mówiąc nie miała, o zainteresowaniach. Wszystko
byleby nie rodzina.
- Zdaje mi
się, czy nie masz ochoty o tym mówić? – powiedział Thomas, jakby czytając jej w
myślach.
- Tak,
wiesz moja rodzina nie jest jakaś znakomita. Prawdę mówiąc, mam tylko matkę.
- Doceń to.
– rzekł krótko i odwrócił wzrok.
Nastała
niezręczna chwila ciszy, którą każde z nich obawiało się przerwać. Phyllis
również spojrzała przez okno. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Chciała jakoś nawiązać
kontakt z tym chłopakiem. Nie dlatego, że był przystojny. No, może tez i
dlatego. Ale przede wszystkim, był takim samym wyrzutkiem jak ona.
-
Wychowywałeś się bez rodziców, prawda? – spytała w końcu, delikatnym tonem.
- Tak. –odparł.
- Sierociniec?
- Nie.
Wychowywał mnie lokaj. Chociaż – zastanowił się – nie pamiętam, kiedy ostatnio nazwałem
go „lokajem”. Jest dla mnie jak ojciec,
który zostawił mnie i matkę.
- Co się stało
z twoją matką? – zapytała dziewczyna wyraźnie zaciekawiona smutną opowieścią.
- Podobno
ojciec ją zabił – zwiesił głowę. – Aidan opowiedział mi o tym, kiedy uznał, że
zrozumiem. Aidan to lokaj – sprostował, widząc wyraz niezrozumienia na twarzy Phyllis.
- To
naprawdę straszne, ja… nie wiem co..
- Nic nie
mów. – przerwał jej. – Może porozmawiamy o czymś mniej tragicznym, hmm?
- Pewnie –
powiedziała weselszym tonem. – Na którym jesteś roku?
- Na
szóstym. Trochę żałuję, że niedługo to wszystko się skończy. Całkiem
sympatyczna ta szkoła.
- Ja
chciałabym tu zostać na zawsze. – powiedziała i w tej samej chwili w jej oczach
pojawił się błysk. Thomas to zauważył.
- Co? –zapytał,
jakby wiedząc, że za chwilę padnie jakieś trudne bądź ważne pytanie.
- Brałeś
udział w II Bitwie o Hogwart?
- Nie…
Chciałem, ale Aidan mi nie pozwolił. Teraz tak na to patrząc, jestem mu
wdzięczny, że mnie nie puścił. Bał się o mnie. A ja miałem wtedy zaledwie 13
lat. Byłem za młody. Gdyby teraz to się zaczęło, oczywiście wziąłbym udział. Pewnie
byłbym zerem w oczach wszystkich Ślizgonów. Ale przecież to tylko koledzy z
Domu. Jeśli można tak nazwać tę bandę zakłamanych bachorów, nie mających
swojego zdania. Dzieci popleczników Voldemorta…
Phyllis Cassidy
Aspen Rosiere spojrzała na niego z podziwem. Jeszcze nigdy nie rozmawiała ze
Ślizgonem, który mówiłby t a k i e rzeczy na temat „swoich”. Za to, co właśnie
powiedział, zarobił u niej milion punktów.
- Też go
nie znoszę. Nie znosiłam – poprawiła się, choć nie wiedziała czy słusznie. –
Myślisz, że Harry Potter zniszczył go na zawsze? Że już nie wróci?
- Ostatnio
się nad tym zastanawiam… Dosyć często. – powiedział, bardziej do siebie.
Za oknem
zaczęło się ściemniać. Bladofioletowa poświata zachodzącego słońca rzucała miłe
dla oczu cienie na wysokie drzewa. Niebo zaczęła przykrywać granatowa płachta, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Chmury
rozeszły się, a słońce w końcu zniknęło za horyzontem. Na jego miejsce wzeszedł
ogromny, świecący srebrnym blaskiem księżyc. Dziewczyna wstała i uchyliła
okienko w przedziale. Wysunęła głowę przez otwór, nabierając świeżego, chłodnego
powietrza w płuca. Znów mogła poczuć się wolna. Roześmiała się.
***
Thomas
uważał, że Phyllis ma bardzo ładny śmiech. Słuchał jak wydobywa się z jej
pięknych różowych ust. Jej brązowe włosy powiewały na wietrze, oplatając ją
niczym małe węże. Węże… Podziwiał ją za jej beztroskość. Znali się zaledwie
kilka godzin, ale po odbytej rozmowie wydawało mi się, że znał ją od dziecka. Czuł,
że byłaby dobrą przyjaciółką. Ale bał się odrzucenia, jak zawsze. Gdy każdy z
kim nawiązał bliski kontakt dowiadywał się o jego tajemnicy, natychmiast
uciekał. A on musiał na każdego z nich rzucać zaklęcie Obliviate. Nie lubił tego. Ale musiał. Inaczej nie mógłby żyć
normalnie. Ale z nią jest inaczej. Miał poczucie, że ona by go zrozumiała. Że
nawet byłaby zadowolona, że podzielił się z nią swym sekretem. Powie jej.
Jeszcze nie teraz. Musi się przekonać, czy przypadkiem się nie myli.
- Za chwilę
wysiadamy. Prosimy o założenie szat. Pierwszoroczni niech ustawią się przy głównym
wyjściu pociągu – przemówił jakiś głos.
Dziewczyna wróciła do przedziału. Próbowała
ciągnąc z półki walizkę, ale Thomas ją ubiegł. Wyjęła z niej szatę z godłem jej
domu – Ravenclawu. On sam wdział szatę z herbem Domu Węża. Z herbem domu,
którym gardził.
Usłyszeli pisk. Lekko nimi zarzuciło. Pociąg
stanął, a z zewnątrz dało się słyszeć głos gajowego, Hagrida : - Pirszoroczni,
proszę za mną. Oboje uśmiechnęli się na jego słowa.
Kiedy
wychodzili z pociągu musieli rozejść się do swoich domów. Thomas zatrzymał się
gwałtownie.
- Nadal nie
mam pojęcia jak się do ciebie zwracać. Masz trzy, bardzo ładne, wyrafinowane
imiona. Są jednak zbyt długie.
- Mów do
mnie jak chcesz. Naprawdę, nigdy nie zastanawiałam się nad zdrobnieniami. –
ledwo zauważalnie się zarumieniała. Ale on to widział.
- Dobranoc,
Phyls. Do zobaczenia w szkole. – powiedział Thomas i dołączył do grupy
Slytherinu.
Tej nocy
oboje nie zmrużyli oka. Myśleli o sobie. „Phyls – to takie ładne zdrobnienie”
myślała dziewczyna. Thomas zaś skarcił się, za wymyślenie tak prostego i
niegodnego wspaniałej dziewczyny imienia.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Rozdział I
To zaczynamy. Mam nadzieję, że moje opowiadania spodobają się Wam chociaż w niewielkim stopniu ;) Miłego czytania i... KOMENTUJCIE!
I
Jasne
promienie wschodzącego słońca oświetliły niewielki pokój. Światło
przedzierające się przez firanki ukazywało maleńkie drobinki kurzu unoszące się
w powietrzu. Na łóżku przy bogato zdobionej ścianie leżała dziewczyna. Spała.
Jej długie brązowe włosy falami układały się na wymiętej poduszce. Jedwabna
kołdra leżała na jasnej drewnianej podłodze, ukazując smukłą sylwetkę
dziewczyny. Na niewielkiej szafce obok łóżka stał budzik. Nie miał wskazówek.
Dziewczyna
przekręciła się na plecy. Powoli uchyliła powieki, zza których wyłoniły się
duże intensywnie zielone oczy. Zwlekła się z łóżka. Bardzo niechętnie. Pokierowała
swoje nogi do drzwi. Wyszła na korytarz. Pusto. Odetchnęła z ulgą. Wróciła do
pokoju i ubrała się w najzwyklejsze przetarte szorty, które wygrzebała z samego
dna komody. Matka nie pozwalała jej nosić takich, jak to powiedziała
„niestosownych szmat”. Z ręcznie zdobionego pudełka wyjęła parę brudnych
czarnych trampek. Po cichu wyślizgnęła się przez okno. Szczęście, że wierzba
była tak blisko. Inaczej byłaby uziemiona w domu przez całe wakacje.
Skoczyła na
idealnie skoszony trawnik. Wciągnęła poranne powietrze do płuc. Kochała tę
świeżość. Przeciągnęła palcami po mokrej trawie. Czuła się wolna. Wiedziała, że
nie potrwa to długo, bo matka zaraz wstanie. I znów będzie musiała wrócić do
nudnego życia, jakiego uczyła ja matka. Jednak ona nigdy nie przyjęła jej
zasad. Zawsze robiła jej na złość. Od czasu kiedy ojciec zmarł na ciężka
chorobę zaczęła się buntować. Przynajmniej mówiono jej, że był chory. Ona
podejrzewa nieco inne scenariusze.
Położyła
się. Zamknęła oczy i pozwoliła, aby pierwsze promienie ciepłego sierpniowego
słońca otuliły jej bladą twarz. Mogłaby leżeć tak wiecznie. Musiała jednak
uważać. W pewnym momencie jej uszy zaczęły się powiększać. Z ludzkich, stały
się czymś na kształt uszu nietoperza. Od razu usłyszała łapanie za klamkę.
Zerwała się i pobiegła w stronę wierzby. W mgnieniu oka wdrapała się na drzewo
i wskoczyła do pokoju. Chwyciła swoja różdżkę i krzyknęła : - Accio! – i wskazała na stojąca w kącie
skórzaną walizkę. Na jej biodrach spoczęła spódnica w barwach Ravenclawu, zamiast
nieco brudnego topu miała na sobie koszulę i krawat. Szybko stanęła przed
lustrem. I właśnie wtedy zapukała matka.
-Proszę –
powiedziała dziewczyna, spokojnym, nieco zziajanym głosem.
Kobieta,
która weszła do pokoju była dosyć wysoką, nieco wychudzoną kobietą o ostrych
rysach i zimnych szarych oczach. Pod zadartym, krótkim nosem znajdowały się
blade usta ułożone w szyderczy
uśmieszek. Jakby z pogarda spojrzała na córkę.
- Co ty
robisz? – zapytała podejrzliwym, chrypliwym głosem.
-
Przymierzam swój zeszłoroczny mundurek. – odpowiedziała dziewczyna. Miała
nadzieję, że matka niczego się nie domyśli. – Ostatnio wydawało mi się, że może
być za mały. Trochę mi się urosło od ostatniego roku. – uśmiechnęła się
nieznacznie.
- Nie wygaduj bzdur. Wyglądasz dobrze – spojrzała na nią –
choć nie ukrywam, że wolałabym cię widzieć w barwach Slytherinu.
Kobieta
przerejestrowała spokojnie minę córki. Ta jednak się nie ugięła.
- Matko,
wiesz przecież, że Domu się nie wybiera.
Rodziny też nie… - dodała nieco ciszej.
- Dobrze.
Przebierz się w sukienkę i zejdź na dół. Sillena przygotowała śniadanie.
-
Oczywiście matko, już schodzę.
Skierowała swój krok do szafy gdzie wisiały wyprasowane
schludne i kosztowne suknie. Wybrała najprostszą. Szarą, za kolana z rękawkami
do łokci, podkreślającą jej figurę.
- A, i
jeszcze jedno – powiedziała matka, wychodząc. – Uczesz porządnie włosy, bo masz
okropnego kołtuna przy lewym uchu.
Dziewczyna
zdała sobie sprawę, że nie schowała do końca uszu nietoperza. Gdy zamknęły się
drzwi podbiegła do lustra. – Że też tego
nie zauważyłam! – skarciła się w myślach. Jej lewe ucho cofnęło się, znów
będąc normalnym, ludzkim. Ubrała sukienkę, założyła lekkie trzewiki i zeszła na
dół. Miała nadzieję, że matka niczego się nie domyśliła. Od lat to przed nią
ukrywała. To pierwsza taka wpadka. Wie jakie ma zdanie na ich temat. Nie
chciała doszczętnie strącić szacunku własnej matki. Dlatego postanowiła : matka
nigdy nie dowie się, że jej córka jest metamorfomagiem.
Jeśli coś Wam nie pasuje, piszcie. Z góry przepraszam za długość. Następne będą dłuższe. :)
Z dedykacją dla mej Sioostry Niki <3 Koocham ;*
Z dedykacją dla mej Sioostry Niki <3 Koocham ;*
czwartek, 16 stycznia 2014
Witam!
Na początku wypadałoby się przedstawić... Mam na imię Gabriela ( nie znoszę tego imienia ) i niebawem skończę 14 lat... Eh, trochę dużo.
Swoja przygodę z pisaniem zaczęłam wiele lat temu, lecz robiłam to tylko dla siebie. Od półtora roku dzielę się swoją pracą z innymi.
Moja największa pasją są książki. Lubie wszystkie gatunki, zaczynając na horrorze, a kończąc na romansie. Jednak największą radość sprawia mi czytanie fantastyki <3 Czytałam w życiu wiele książek. Niektóre były znakomite, inne mniej dobre. Ale żadna nie zniknęła z mojej głowy. Specjalne miejsce w moim sercu zajmuje troje wspaniałych autorów, którzy stworzyli coś pięknego; którzy nauczyli mnie wielu rzeczy; którzy sprawili, że wykształciłam swą wyobraźnie... Kocham ich.
*J. K. Rowling - "Harry Potter i..."
*J. R. R Tolkien - "Hobbit, czyli tam i z powrotem" oraz "Władca Pierścieni..."
*Rick Riordan - "Percy Jackson i bogowie olimpijscy..."
Ten blog będzie jednak w pełni poświęcony światu Harry'ego Pottera, światu, w którym wszystko jest możliwe.
Odwołując się do treści książki i bohaterów. Wiele osób pyta mnie kto jest moim ulubionym bohaterem. Harry? Ron? Hermiona, Draco, Luna? A może Neville? Cóż, nigdy nie jestem w stanie odpowiedzieć... Nie mam serca faworyzować bohaterów, bo jest mi przykro, że inni są przeze mnie w jakiś sposób odrzucani. Są za to bohaterowie, których nie lubię. Jak np. Dolores Umbridge, różowa landryna :) albo James Potter, "złośliwy, arogancki..." Ale to tylko moje zdanie.
Każdą śmierć bohatera przezywam godzinnym (lub dłuższym) płaczem. Zżywam się z postacią już po pierwszych kilku zdaniach z nią związanych.
Wracając do bloga, chciałam powiedzieć, że jeśli coś nie będzie Wam pasowało, np. długość tekstu, sama treść... Piszcie. jestem otwarta na propozycje i uwagi. Hejterzy mnie nie obchodzą.
Myślę, że na razie to wszystko :) Życzę miłego czytania... Postaram się informować Was na bieżąco o kolejnych wpisach.
Pozdrawiam!!
Na początku wypadałoby się przedstawić... Mam na imię Gabriela ( nie znoszę tego imienia ) i niebawem skończę 14 lat... Eh, trochę dużo.
Swoja przygodę z pisaniem zaczęłam wiele lat temu, lecz robiłam to tylko dla siebie. Od półtora roku dzielę się swoją pracą z innymi.
Moja największa pasją są książki. Lubie wszystkie gatunki, zaczynając na horrorze, a kończąc na romansie. Jednak największą radość sprawia mi czytanie fantastyki <3 Czytałam w życiu wiele książek. Niektóre były znakomite, inne mniej dobre. Ale żadna nie zniknęła z mojej głowy. Specjalne miejsce w moim sercu zajmuje troje wspaniałych autorów, którzy stworzyli coś pięknego; którzy nauczyli mnie wielu rzeczy; którzy sprawili, że wykształciłam swą wyobraźnie... Kocham ich.
*J. K. Rowling - "Harry Potter i..."
*J. R. R Tolkien - "Hobbit, czyli tam i z powrotem" oraz "Władca Pierścieni..."
*Rick Riordan - "Percy Jackson i bogowie olimpijscy..."
Ten blog będzie jednak w pełni poświęcony światu Harry'ego Pottera, światu, w którym wszystko jest możliwe.
Odwołując się do treści książki i bohaterów. Wiele osób pyta mnie kto jest moim ulubionym bohaterem. Harry? Ron? Hermiona, Draco, Luna? A może Neville? Cóż, nigdy nie jestem w stanie odpowiedzieć... Nie mam serca faworyzować bohaterów, bo jest mi przykro, że inni są przeze mnie w jakiś sposób odrzucani. Są za to bohaterowie, których nie lubię. Jak np. Dolores Umbridge, różowa landryna :) albo James Potter, "złośliwy, arogancki..." Ale to tylko moje zdanie.
Każdą śmierć bohatera przezywam godzinnym (lub dłuższym) płaczem. Zżywam się z postacią już po pierwszych kilku zdaniach z nią związanych.
Wracając do bloga, chciałam powiedzieć, że jeśli coś nie będzie Wam pasowało, np. długość tekstu, sama treść... Piszcie. jestem otwarta na propozycje i uwagi. Hejterzy mnie nie obchodzą.
Myślę, że na razie to wszystko :) Życzę miłego czytania... Postaram się informować Was na bieżąco o kolejnych wpisach.
Pozdrawiam!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)